Przed rokiem zakończył posługę kapłańską w naszej parafii ks. Józef Sadowski, osiem miesięcy później, 26 kwietnia 2022 r., Pan Bóg powołał go do siebie. Ks. Józef przebywa już w domu Ojca, nam pozostały wspomnienia i zdjęcia z jego 18-letniego pobytu w Cerekwi. Oto kilka z nich:
- Ks. Józef Sadowski syn Józefa i Józefy Sadowskich. Najstarszy z ośmiorga dzieci. W szkole bardzo dobrze się uczył, był uczniem wybitnym. Oczytany, ciekawy świata i ludzi. Brał udział w konkursach i olimpiadach. Wychowywany w duchu głęboko religijnym i patriotycznym. W domu rodzinnym codziennie wszyscy razem odmawiali różaniec. Wieczorami czytano dzieła Mickiewicza, Słowackiego, Sienkiewicza i oczywiście Pismo Święte. Tato często opowiadał historię Polski, także tę zakazaną (m.in. o Katyniu). Przy stole często śpiewano pieśni religijne i patriotyczne. Świętowano zakazane w tych czasach Święto 3 Maja, Cud nad Wisłą, 11 Listopada.
- Jego ulubionym pisarzem był Henryk Sienkiewicz. Zaczytywał się wielokrotnie w trylogii. W rozmowach cytował ulubionych, znanych z dowcipu bohaterów np.: „Czyli powiadasz, że czego ci cudza gęba do ucha nie powie, tego ci własny dowcip nie podszepnie”, „Diabeł się w ornat ubrał i ogonem na msze dzwoni”, „Zdechnę i ja i pchły moje”. Z nutą zamyślenia powtarzał fragment poezji C. K. Norwida: „Coraz to z Ciebie jako drzazgi smolnej / Wokoło lecą szmaty zapalone/ Gorejąc nie wiesz czy stawasz się wolny / Czy to co Twoje będzie zatracone / Czy popiół tylko zostanie i zamęt / Co idzie w przepaść z burzą / Czy zostanie / Na dnie popiołu gwiaździsty dyjament / Wiekuistego zwycięstwa zaranie”
- Celebrowana przez Proboszcza Msza święta dawała wsparcie, optymizm, wiarę, że można się zmienić, że można być lepszym, być bliżej Boga. Charakterystyczny melodyjny głos ubogacał nam liturgię. Ks. Józef miał szczególny sposób przeżywania spotkań z sacrum, sprawiający, że ludzie uczestniczący z Nim w takim wydarzeniu włączali się całym duchem i pragnęli by trwało. Była w tym jakaś mistyka, czuło się bliskość Nieskończonego Dobra. Charyzma Księdza zbliżała nas do Pana. Stawaliśmy się lepsi…Słuchając kazań nie czuło się żadnej krytyki, ale wsparcie tak potrzebne każdemu człowiekowi. Dlatego też był często zapraszany do wielu parafii jako rekolekcjonista. Z jego kazań najbardziej pamiętam słowa o wsparciu drugiego człowieka, jak ważne są spotkania z ludźmi. Tak mało potrzeba, by zrobić dobry uczynek, wywołać uśmiech – wystarczy kogoś odwiedzić.
- Ks. Józef nie dzielił parafian na lepszych i gorszych, każdy był dla niego ważny, a zwłaszcza ten, który nie miał innego wsparcia. Gdy przygotowywał dzieci do I komunii św. w grupie było jedno dziecko z rozbitej rodziny. Na spotkania przychodziło samo, bez rodzica. To właśnie jemu ks. Józef poświęcał najwięcej czasu a do nas, rodziców, mówił: „Wiem, że Wy przygotujecie swoje dzieci, a to dziecko może liczyć tylko moją pomoc”.
- Bardzo ważne dla starszych i chorych osób były jego wizyty na I piątki gdyż ks. Józef nie ograniczał ich do udzielenia sakramentów i wspólnej modlitwy. Zawsze znajdował czas by zapytać o zdrowie, wysłuchać, porozmawiać, dodać otuchy. Każdy, nawet najbardziej opuszczony człowiek, czuł, że jest dla niego ważny.
- Każdej mszy ks. Józef nadawał wyjątkowy sens. Miał szczególny dar afirmacji życia i starał się tym darem z nami dzielić. Uwrażliwiał nas na piękno w rzeczach wielkich i bardzo małych, w dziełach Stwórcy i dziełach pracy rąk ludzkich. Potrafił dostrzec piękno w bliskich i dalekich krajobrazach. Bardzo lubił góry (ksiądz spod Makowicy). Często organizował wycieczki górskie, ale też pielgrzymki do miejsc świętych, które łączyły nas parafian z porozrzucanych miejscowości. W czasie ich trwania panował niepowtarzalny klimat. Integrował młodzież i dzieci organizując wspólne spotkania. Na jednym z nich bawiliśmy się w Karetę. To była wspaniała zabawa. „Ksiądz do tańca i do różańca”- tak o nim mówili niektórzy parafianie. Poważna modlitwa połączona z humorem, radością i otwartymi drzwiami parafii.
- Ks. Józef miał ogromne poczucie humoru i dystans do siebie i swoich słabości. Znał i opowiadał świetne dowcipy, najlepsze były te „z życia kapłanów”. Humor, otwartość na drugiego człowieka a równocześnie ogromna dyskrecja i wyrozumiałość powodowały, że nie baliśmy się opowiedzieć mu o naszych kłopotach i problemach.
- Z ks. Józefem pracowaliśmy w naszym maleńkim zespole od kilkunastu lat. Był dobrym pedagogiem, miał świetne relacje ze współpracownikami i uczniami. Komunikatywny, wesoły, żartobliwy. Gdy tylko zbliżały się lekcje religii dzieci jak najszybciej wybiegały na korytarz, by móc przytulić się do Jego sporo zaokrąglonego brzucha. Było ich dużo, więc nie każdy mógł objąć jego „przybytku dostojeństwa” (jak go nazywał). Zostaliśmy odstawieni na tor boczny, czując, że teraz jest ktoś od nas lepszy. W sali gdzie uczył słychać było jego głos; „Chrześcijanin tańczy, tańczy, tańczą jego…” Śpiew i taniec uatrakcyjniały naukę.
- Naprawdę był szybki, wspomina jeden z chłopców. Zorganizowaliśmy wyścigi, nie było szans Go wyprzedzić. Wspólnie z dziećmi brał udział w zabawach ruchowych, a szczególnie w grze w piłkę nożną. W meczu brały udział dwie drużyny: Ks. Józef z dziewczynkami i grupa chłopców. Umiał też skakać w worku. Swoje umiejętności, wytrzymałość, kondycję wykazał zdobywając wiele szczytów górskich. Czterokrotnie zdobył najwyższy szczyt Polski Rysy.
- Czasem, żeby człowiek przejrzał na oczy, Bóg posyła mu drugiego człowieka. Bywa, że człowiek ten nosi sutannę lub habit. Jego obecność jest na tyle istotna, że coś w nas zmienia. W rozmaitej skali, ale nie pozostaje obojętna. Takich ludzi się nie zapomina, bez względu na to, ile czasu trwało to spotkanie — dzień, rok czy pół życia. Takim księdzem go pamiętam. Inspirującym do wielu przedsięwzięć. Wiele pomysłów wdrażanych przez młodzież i dorosłych ubogacało przeżycia religijne. Czuć było, że ta nasza mała parafia „tętni życiem”. Drogi krzyżowe, kolędy misyjne, śpiewająca schola, liturgiczna służba ołtarza, grupa pielgrzymów z Polski i Ukrainy z okazji Światowych Dni młodzieży, czuwania…..i coś o czym mogłam zapomnieć, przyciągały wiernych na uroczystości religijne o głębokich przeżyciach duchowych.
- Na początku posługi w Cerekwi ks. Józef Sadowski miał tak donośny głos, że gdy odprawiał mszę słychać go było aż na granicy Cerekwi i Bessowa. Kiedy zdarzyło się, że nie było drugiego działającego mikrofonu podczas Różańca Fatimskiego to ks. Sadowski mówił tajemnice bez mikrofonu i słychać go było lepiej niż organistę, który mikrofon miał.
- Wspomnienie młodego mężczyzny: Niedzielnego poranka trafiłem na mszę w parafii Cerekiew. W pewnym momencie poczułem potrzebę wyjścia do toalety. Po chwili wróciłem, uczestnicząc w dalszej części mszy, ale stojąc tuż przy wyjściu. Po mszy ksiądz podszedł do mnie i pyta czy coś mi się stało? Nigdy przedtem w tym kościele nie byłem, przecież mnie nie znał… Byłem zaskoczony jego troską i doskonałą pamięcią.
- Dzięki ks. Józefowi wielu naszych parafian odbyło pielgrzymkę do Włoch. Przez kilka lat, wraz z coroczną pielgrzymką z Diecezji Rzeszowskiej, kierowaną przez ks. Józefa Kulę, jechał autokar z Cerekwi pod przewodnictwem ks. Józefa. Pielgrzymi udawali się do Rzymu na spotkanie z Ojcem Świętym, odwiedzali inne ważne dla katolików i Polaków miejsca: Padwę, Asyż, Orvieto, San Govanni Rotondo, Loretto, Monte Cassino… wspólnie się modlili, zwiedzali i bawili. Ks. Kulę pielgrzymi nazwali Księdzem Dyrektorem, ks. Sadowskiego – Księdzem Kierownikiem (autokaru 😉 )
- Nie zapomnimy jego troski o każdego człowieka, którego traktował indywidualnie i wspierał. Wizyty w I piątki miesiąca były wsparciem dla wielu chorych. Dobre słowo nie raz było oddechem w chwilach cierpienia. Nie zapominał o tych, którzy zeszli z prostej drogi, o tych o których już wszyscy zapomnieli, o tych, którym nie wiedzieliśmy jak mamy pomóc. Swoją naturalną postawą uczył miłości bliźniego, że kochać należy każdego bez wyjątku.
- Pamiętam Jego słowa: „Czas i przestrzeń dzieli ludzi”. Może nie zawsze miał rację. Wśród wielu kapłanów, szczególnie misjonarzy i rodzin miał wielu przyjaciół. W dzisiejszych czasach, kiedy tak trudno wielu związkom przetrwać, kiedy trudno pójść na kompromis, akceptować drugiego, wspierał małżeństwa. Każdy jubileusz małżeński był dla niego ważny. Wzmocnienie więzi małżeńskiej i odporność na pokonanie wszelkich trudów akcentował swoim góralskim temperamentem. Żartobliwie cytował: „Górolka mówi znajomej: Choćby mi chłop kopoc w plecy wdiuł (wbił), to jo i tak będę go kochała, bo to mój chłop i jus”.
- Ks. Józef wielkie serce miał nie tylko dla ludzi ale również dla zwierząt. Każdy pies, nieważne czy przybłęda czy lokalny z dobrego domu, mógł liczyć na plebani na kiełbaskę lub inną przekąskę. Również koty upodobały sobie ks. Józefa, zwłaszcza Tygrysek, a właściwie Tygryska, miała specjalne przywileje i uchodziło jej na sucho ostrzenie pazurków na ołtarzu i szopce, lub spanie obok żłóbka w stajence. Tygryski nie zabrakło również w kościele podczas wizytacji Biskupa Leszkiewicza.
- Schronienie na plebani znalazł też czarny jak smoła kotek nazwany Dżambo. Jego ulubionym miejscem był parapet albo ławeczka znajdujące się tuż przy drzwiach wejściowych. Łasił się, licząc na głaskanie ze strony wchodzących na plebanię.
Dziękujemy wszystkim, którzy spisali i podzielili się swoimi wspomnieniami o ks. Józefie Sadowskim oraz udostępnili swoje zdjęcia.